„Nic nie wskazuje na to, żeby Pekin miał rezygnować z obecnego asertywnego kursu i międzynarodowej ekspansji. Chińskie władze chcą mieć większy wpływ na kształtowanie obrazu ChRL na świecie, mają również środki, by promować własny model ustrojowy jako alternatywę dla liberalnej demokracji” – mówi w rozmowie z Narodowym Instytutem Cyberbezpieczeństwa analityczka ds. polityki Chin w Ośrodku Badań Azji Centrum Badań nad Bezpieczeństwem Akademii Sztuki Wojennej i ekspertka międzynarodowego projektu MapInfluenCE monitorującego chińskie i rosyjskie wpływy w państwach Grupy Wyszehradzkiej Alicja Bachulska.
Adam Lelonek: Zachód, w tym Polska, od wielu lat doświadcza rosyjskich działań informacyjnych i psychologicznych. Można powiedzieć, że rosyjskie zagrożenie jest czymś, co jest nam w jakiś sposób znane. Kiedy jednak mówi się o chińskim oddziaływaniu na polską przestrzeń informacyjną, może wywoływać to wciąż zdziwienie u wielu odbiorców. Dlaczego temat zagrożeń informacyjnych pochodzących z Chin nie przebija się w Polsce do szerszej świadomości społecznej i mediów mainstreamowych?
Alicja Bachulska: Zarówno z powodów geograficznych, jak i historyczno-kulturowych Chiny są nam odległe, a jako społeczeństwo wiemy o nich bardzo mało. Nawet w środowiskach eksperckich i akademickich Chińską Republiką Ludową (ChRL) zajmuje się w Polsce garstka ludzi. W ostatnich latach można zaobserwować znaczne zwiększenie zainteresowania chińską tematyką, ale w dalszym ciągu jest to kwestia niszowa. Często mówi się również o Chinach bardzo jednowymiarowo, a kraj ten przedstawiany jest głównie jako biznesowy raj czy kulturowo-społeczna ciekawostka. Zakładając dalszy wzrost znaczenia Chin w przestrzeni międzynarodowej, musimy być gotowi rozmawiać o znaczeniu tych procesów dla Polski. Debata ta powinna wyjść poza wąskie grono ekspertów i osób zainteresowanych Azją Wschodnią. A Chiny już są nad Wisłą, nie musimy na nie czekać – również w obszarach mniej oczywistych niż np. inwestycje zagraniczne. Mowa tutaj np. o współpracy medialnej czy chińskiej obecności w polskojęzycznych mediach społecznościowych, które mają bezpośrednie przełożenie na postrzeganie ChRL w Polsce.
Porozmawiajmy więc o konkretach. W jaki sposób ChRL stara się wpływać na kształt debaty publicznej w Polsce? O jakim poziomie zaawansowania takich działań mówimy na chwilę obecną?
Obecnie nie są to zaawansowane działania, ale ich intensywność szybko wzrasta, w szczególności w kontekście pandemii COVID-19. Strona chińska jest aktywna w polskiej przestrzeni informacyjnej na kilku poziomach: w mediach tradycyjnych, społecznościowych oraz w wymiarze dyplomacji publicznej. W tradycyjnych mediach współpraca ta jest najlepiej widoczna w dzienniku „Rzeczpospolita”, w którym od lat publikowane się artykuły autorstwa chińskich dyplomatów w Polsce oraz wywiady z nimi. Pojawiają się też teksty sponsorowane, np. promujące chińską politykę pod rządami Xi Jinpinga. Na poziomie retorycznym są one pełne partyjnej nowomowy i wyglądają na bezpośrednie tłumaczenia materiałów propagandowych Komunistycznej Partii Chin (KPCh) na polski. Ciężko powiedzieć do jak szerokiego grona odbiorców trafiają te publikacje – wydaje się, że w Polsce mogą one raczej budzić ambiwalentne uczucia ze względu na wrażliwość Polaków na komunistyczną nowomowę, którą starsze pokolenia rozpoznają z autopsji, a młodsze odbierają raczej z przymrużeniem oka. Teksty tego rodzaju pojawiają się również w mediach historycznie wywodzących się ze środowisk związanych z reżimem komunistycznym w Polsce, np. w dzienniku „Trybuna”. Tego typu treści można również coraz częściej znaleźć w najbardziej popularnych mediach społecznościowych – ambasada ChRL w Warszawie ma swoje oficjalne konta na Twitterze i Facebooku, tak samo jak sam ambasador Chin. Natomiast jeśli chodzi o dyplomację publiczną, to strona chińska wychodzi z atrakcyjną ofertą stypendialną skierowaną ku polskim studentom. Młodzi Polacy coraz częściej wyjeżdżają na studia do ChRL zarówno na krótkoterminowe kursy językowe, jak i na dłuższe programy licencjackie, magisterskie czy nawet doktorskie. Rok temu w Chinach studiowało ok. 2000 Polaków i chociaż pandemia zmusiła część z nich do kontynuowania nauki zdalnie z Polski, można spodziewać się, że w przyszłości zainteresowanie wyjazdami tego rodzaju będzie dalej rosnąć. W zamyśle zagraniczni absolwenci chińskich uczelni mają zostać „ambasadorami” kraju, chociaż doświadczenia ze studiów w ChRL są zróżnicowane i niekoniecznie przekładają się na bezkrytyczny stosunek wobec władz w Pekinie. Również Instytuty Konfucjusza współfinansowane przez Chiny działają na kilku polskich uczelniach bez większych problemów, chociaż w wielu krajach są one postrzegane coraz częściej jako narzędzia chińskiej propagandy za fasadą promocji języka i kultury.
Rosjanie do swoich działań przeciwko państwom zachodnim powszechnie wykorzystują m.in. farmy trolli, media społecznościowe i rządowe ośrodki medialne, w tym zwłaszcza Sputnik i RT. Jak w tym kontekście wyglądają działania informacyjne Chin?
Obecnie wygląda na to, że Chiny działają w polskiej przestrzeni informacyjnej przy pomocy lokalnych mediów, które świadomie lub nieświadomie pośredniczą w promocji oficjalnego przekazu rządu w Pekinie. Chińska państwowa agencja prasowa Xinhua współpracuje również z Polską Agencją Prasową, a na stronach PAP nierzadko współdzielone są treści tworzone przez ten chiński podmiot. Publikacje tego rodzaju często są pełne odniesień do kluczowych pojęć propagandowych promowanych przez Chiny, jak np. „wspólnota dzieląca ten sam los” – odniesienie do wizji ładu międzynarodowego forsowanego przez Pekin – czy „pragmatyczna współpraca” – eufemizm na kooperację niezależną od demokratycznych norm i wartości.
Z perspektywy wielu lat widać wyraźnie, że działania rosyjskie dostosowywane są do bieżących wydarzeń i aktualnych w danym momencie potrzeb polityki zagranicznej i bezpieczeństwa Kremla, lecz mają mniej więcej podobne wektory oddziaływania w długim okresie. Odnoszą się do określonych przekazów czy narracji, jak np. anty-USA, anty-NATO czy anty-UE. Czy w długim okresie Chiny mają swoje preferowane obszary oddziaływań informacyjnych, poza bieżącą tematyką COVID-19?
Zacznijmy od tej bieżącej tematyki, bo pandemia podziałała jako katalizator zmian, które rozpoczęły się wcześniej, ale globalny kryzys zdrowia publicznego na pewno je przyspieszył. Intensyfikacja chińskich działań mających na celu rozmycie odpowiedzialności za rozprzestrzenienie się nowego koronawirusa w początkowej fazie pandemii zaczęła się już w pierwszym kwartale 2020 r. Chińskie media nakierowane na zagranicznych odbiorców publikowały wtedy treści odwracające uwagę od spóźnionej reakcji władz ChRL w obliczu epidemii oraz sugerujące, że koronawirus mógł powstać w amerykańskim laboratorium wojskowym. Przekaz tego rodzaju wzmacniali chińscy dyplomaci, którzy zaczęli coraz agresywniej angażować się w obronę własnego kraju – stąd wzięło się też popularne obecnie pojęcie „dyplomacji wilczych wojowników”, odnoszące się właśnie do ich ofensywnej retoryki.
Natomiast odnosząc się do preferowanych długofalowych obszarów oddziaływań informacyjnych Pekinu, należy zauważyć, że przez wiele lat chińska polityka zagraniczna była uważana za reaktywną, jednak obecnie szybko się to zmienia. Widać to właśnie na poziomie oficjalnego przekazu – Chiny z defensywy przeszły w ofensywę i coraz aktywniej forsują własną wizję ładu międzynarodowego. Wizja ta niekoniecznie jest zbieżna z tą preferowaną przez Moskwę, chociaż łączą je pewne elementy, jak np. imperatyw rywalizacji ze Stanami Zjednoczonym. Rozgrywa się ona zarówno na płaszczyźnie gospodarczej, przez tzw. wojnę handlową, ale również w wymiarze strategicznym i ideologicznym.
Czy poza kwestiami gospodarczymi i własnego wizerunku mogą pojawić się w Polsce jakieś inne tematy o znaczeniu strategicznym dla Chin?
Tak, wspomniane przed chwilą kwestie rywalizacji strategicznej z USA są również widoczne w Polsce, m.in. w dyskusji na temat potencjalnego ograniczania obecności chińskiej firmy Huawei na naszym rynku. Huawei jest największym producentem sprzętu telekomunikacyjnego na świecie i jest również najtańszym dostarczycielem sprzętu niezbędnego do budowy internetu piątej generacji (tzw. 5G). Chociaż nominalnie prywatny, Huawei jest wspierany przez chińskie państwo dzięki subsydiom, a jego założyciel Ren Zhengfei przez lata pracował w jednostkach podległych chińskiej armii, co budzi obawy o jego powiązania z wojskiem i chińskim aparatem bezpieczeństwa. USA pod rządami Donalda Trumpa zaangażowały się w globalną kampanię osłabiania wpływów Huawei. Temat technologicznej dominacji jest kluczowy z pespektywy rywalizacji Pekinu z Waszyngtonem i odcisnął swoje piętno w Polsce, gdzie w tym roku przedstawiciele obu tych państw wdali się w publiczną, wielomiesięczną wymianę poglądów i opinii na temat roli Chin i USA w przestrzeni międzynarodowej. W licznych artykułach, m.in. na portalu Onet.pl oraz w treściach publikowanych na Twitterze, ambasadorowie USA i Chin obwiniali się nawzajem za globalne rozprzestrzenianie się COVID-19, poruszali również kwestię Huawei i problem braku zaufania do firm pochodzących z autorytarnego państwa. Ciężko powiedzieć, która ze stron tej dyskusji zyskała dzięki temu więcej zwolenników, ale na pewno aktywność tego rodzaju jest nowością w polskiej przestrzeni informacyjnej.
W swoim policy paper pt. „Chińska obecność w Polsce: przerwany romans między Pekinem a Warszawą” piszesz, że Pekin korzysta w swojej dyplomacji z różnych metod, w tym obietnic i zachęt, czyli „marchewki” oraz gróźb i prób wymuszeń zachowań, czyli „kija”. W przypadku Polski jednak stwierdzasz, że bardziej jednak mamy do czynienia z „marchewką”. Czy możemy spekulować jakie więc obietnice i zachęty kierowane są w stronę Warszawy?
Jeśli chodzi o obietnice, moje wnioski wypływają z analizy oficjalnych dokumentów i oświadczeń publikowanych przy okazji wizyt wysokiego szczebla czy innych wydarzeń tego typu. Intensyfikacja stosunków polsko-chińskich miała miejsce tak naprawdę w ostatniej dekadzie: w 2011 r. podpisaliśmy z ChRL umowę o partnerstwie strategicznym, a w 2016 r. została ona podniesiona do. rangi wszechstronnego partnerstwa strategicznego. W międzyczasie Polska poparła również flagowy projekt Xi Jinpinga, czyli Inicjatywę Pasa i Szlaku, znaną również jako Nowy Jedwabny Szlak. Dołączyliśmy też do wielostronnego mechanizmu współpracy między Chinami a państwami Europy Środkowo-Wschodniej, znanego obecnie jako format 17+1. Wszystkim tym działaniom towarzyszyła atmosfera „miodowego miesiąca” relacji Warszawy z Pekinem, a deklaracje obu stron były pełne odniesień do tzw. współpracy o charakterze win-win czy napływu chińskich inwestycji bezpośrednich oraz infrastrukturalnych. Oczekiwania po stronie polskiej były bardzo wysokie i można odnieść wrażenie, że dyplomatyczną retorykę Pekinu traktowano przez pewien czas jako pewnik. Z czasem jednak okazało się, że rzeczywistość nie dorasta do oczekiwań. Jednocześnie postrzeganie ChRL w przestrzeni międzynarodowej zaczęło się powoli zmieniać z nastawienia na bezwarunkową współpracę na bardziej krytyczną ocenę polityki Pekinu. Ryzyko związane ze współpracą z Chinami akcentuje się obecnie coraz częściej, a tematy takie jak zagrożenie uzależnieniem od chińskich technologii czy łańcuchów dostaw wychodzą na pierwszy plan, np. w unijnej debacie na temat znaczenia ChRL dla Europy. W Polsce widać właśnie na przykładzie debaty o udziale Huawei w budowie infrastruktury krytycznej i sieci 5G. Na razie jednak strona chińską nie zastosowała wobec Warszawy żadnych „kijów”.
Jak z Twojego punktu widzenia mógłby jednak wyglądać hipotetyczny „kij” zastosowany wobec Polski? I z jakiego powodu mogłaby pojawić się groźba jego użycia w Twojej ocenie?
Wrócę tutaj do tematu Huawei. W międzynarodowej debacie dużo spekuluje się na temat potencjalnych kroków odwetowych, które mógłby podjąć Pekin na wypadek zablokowania tej firmy np. w państwach UE. Wielka Brytania jest w tym kontekście ciekawym przykładem: Londyn długo nie mógł podjąć decyzji w tej sprawie, ale w połowie 2020 r. zadecydował o całkowitym wykluczeniu Huawei z lokalnych sieci 5G. Strona chińska na poziomie retorycznym zareagowała ostro, ale koniec końców Pekin nie zdecydował się na żadne konkretne sankcje wobec Brytyjczyków. Mamy jednak również przykład Australii, której relacje z Chinami przechodzą obecnie poważny kryzys, a Canberra oskarża Pekin o ingerencję w sprawy wewnętrzne i vice versa. Strona chińska posunęła się w tym przypadku nie tylko do pogróżek słownych, ale również do sankcji gospodarczych, m.in. zwiększając taryfy celne na australijskie wina. Doprowadziło to nawet do potrojenia cen tego produktu na chińskim rynku. Pamiętajmy, że ChRL jest największym partnerem handlowym Australii oraz największym rynkiem zbytu dla australijskich win – trafia tam prawie 40% produkcji. Z tej perspektywy widać, że pogłębianie współpracy handlowej z Chinami działa jak obosieczna broń: z jednej strony generuje zyski, ale też częściowo uzależnia dane państwo od chińskiego rynku, co na wypadek napięć politycznych może okazać się bardzo kosztowne w skutkach. Jeśli chodzi o Polskę, to zważywszy na niski poziom zależności ciężko powiedzieć, jakie kroki mógłby podjąć Pekin, by znacząco uderzyć w nas gospodarczo.
Studiowałaś w Chinach i mieszkałaś tam trzy lata. Jak wygląda dla Ciebie to praktyczne doświadczenie wschodzącego mocarstwa, pozycjonującego się na lidera transformacji technologicznej i globalną potęgę rzucającą wyzwanie Stanom Zjednoczonym w skali globalnej? Na ile odczuwalna była druga strona medalu, tj. totalna inwigilacja mieszkańców, brak prywatności, ograniczenie wolności słowa i wypowiedzi i wciąż panujący tam komunizm?
Po raz pierwszy pojechałam do Chin na kurs językowy w 2011 r., studiowałam tam również w latach 2014-2016. Teraz również odwiedzam Chiny regularnie i mogę powiedzieć, że moje doświadczenia z ostatniej dekady potwierdzają tezę, że tempo zmian zachodzących tam jest niezmiernie szybkie. Ma to swoje dobre i złe strony: jeśli chodzi o pozytywy, to np. walka z zanieczyszczeniem powietrza w miastach rzeczywiście przyniosła pewne skutki, ale nie obyło się bez efektów ubocznych, jak np. „wyeksportowania” smogu z miast do obszarów podmiejskich przez relokację działalności przemysłowej. Niestety moje doświadczenia z tej dekady potwierdzają również tezę, że przestrzeń relatywnej wolności w Chinach nieustannie się kurczy: mówię tutaj o ogólnym kształcie debaty publicznej czy nawet tak pozornie trywialnej kwestii jak wybór tytułów w księgarniach czy uniwersyteckich bibliotekach. W 2011 r. byłam w stanie znaleźć w pekińskich księgarniach książki o krytycznym wydźwięku wobec chińskich władz, natomiast w ostatnich latach jest to po prostu niemożliwe.
Jednocześnie trzeba zauważyć, że indywidualny odbiór tej „przestrzeni wolności” w Chinach może znacząco różnić się w zależności od zainteresowań danej osoby. Jeśli twoja działalność mieści się w „bezpiecznych” z perspektywy chińskich władz ramach, represyjne elementy chińskiego systemu politycznego mogą wydawać się mało znaczące czy wręcz demonizowane przez szeroko pojęty Zachód. Jednak jeśli twoja działalność wykroczy nagle poza ten „neutralny obszar”, szybko może okazać się, że chińskie władze mają wszelkie narzędzia niezbędne do ograniczenia twojej aktywności w przestrzeni publicznej. Jest to coraz bardziej widoczne pod rządami Xi Jinpinga, które charakteryzuje zwrot ku ideowym źródłom chińskiego marksizmu-leninizmu i zakłada m.in. ograniczanie wpływu zachodnich idei na społeczeństwo ChRL.
Wiele osób, które spędziły w Chinach niewiele czasu, np. biznesowo, wraca z przeświadczeniem, że poglądy o autorytarnej naturze tego państwa są przesadzone – wynika to jednak z niezrozumienia politycznych uwarunkowań różnych aspektów działalności społecznej w ChRL i tego jak są one postrzegane przez władze. Warto również podkreślić, że obcokrajowcy w Chinach są na uprzywilejowanej pozycji: na wiele kwestii związanych z aktywnością osób spoza ChRL władze „przymykają oko”, chociaż i to się zmienia. Najtrudniej mają oczywiście chińscy dziennikarze, naukowcy, aktywiści, prawnicy czy szerzej intelektualiści, którzy zajmują się drażliwymi kwestiami – to dla nich autorytarnych charakter chińskiego ustroju jest najbardziej dotkliwy, gdyż może potencjalnie dotknąć nie tylko ich samych, ale również ich bliskich. Nie wspominam tutaj nawet o sytuacji niektórych mniejszości etnicznych, jak np. Ujgurów w regionie Xinjiang, którzy poddawani są obecnie represjom na masową skalę.
Znowu wrócę do porównania z Federacją Rosyjską. Mimo faktu, że dokonuje się tam jednej z największej ilości aborcji, kraj trawiony jest przez korupcję, alkoholizm i narkomanię, a wolności obywateli są wciąż ograniczane, Rosja zbudowała dla wielu zachodnich odbiorców wizerunek obrońcy religii, tradycji i chrześcijańskich wartości, a poprzez stację RT poucza Zachód o niedostatkach jego systemów demokratycznych. Czy widzisz podobne „rozdwojenie jaźni” po chińskiej stronie?
Tak, Chiny od lat starają się promować jako tzw. „odpowiedzialny gracz”, chociaż patrząc na obecną politykę tego kraju można szybko zauważyć, jak wiele decyzji Pekinu wcale nie wydaje się tak odpowiedzialna. Podkreśla się m.in. rzekomo pokojową naturę chińskiej cywilizacji czy antyimperializm reżimu KPCh. W historii oczywiście nie brakuje przykładów chińskich działań przeczących tym tezom, niemniej jednak tego rodzaju pacyfistyczna narracja wydaje się atrakcyjna przynajmniej dla części partnerów zagranicznych ChRL, np. z państw rozwijających się lub z innych państw niedemokratycznych, którym taka retoryka jest po prostu na rękę, gdyż pośrednio legitymizuje ich własną politykę.
W raportach wielu służb specjalnych, zwłaszcza tych z państw bałtyckich i skandynawskich regularnie pojawia się wątek rosyjskiej aktywności wywiadowczej wobec studentów i absolwentów. Rosja działa również aktywnie na płaszczyźnie kulturalnej i naukowej. Jak z Twojego punktu widzenia, po praktycznych doświadczeniach studiów, postrzegasz ryzyka wynikające z rozwijania współpracy i wymiany naukowej polskich uczelni czy instytucji z tymi z Chińskiej Republiki Ludowej?
Nie chcę tutaj demonizować wszelkich form współpracy z Chinami – sama byłam beneficjentką chińskiego stypendium rządowego, a doświadczenia zdobyte podczas studiów tam są dla mnie obecnie nieocenione. Jednakże czym innym jest demonizowanie, a czym innym szerzenie świadomości odnośnie zagrożeń związanych ze współpracą z podmiotami z państwa autorytarnego. Wiedza na temat politycznych uwarunkowań współpracy z chińskimi uczelniami w Polsce wydaje mi się niestety ograniczona. Bezkrytyczne podejście w tym wymiarze może poskutkować tym, że np. nasze uczelnie mogą nieświadomie stać się narzędziami szerzenia chińskiej propagandy, w szczególności, jeśli chodzi o nauki polityczne czy społeczne. Również współpraca uczelni technicznych i ścisłych z ChRL z ich zachodnimi odpowiednikami jest coraz częściej przedstawiana jako potencjalne zagrożenie w związku z oskarżeniami o szpiegostwo technologiczne.
Na koniec może jeszcze pytanie o przyszłość. Jak prognozujesz ewolucję chińskich działań informacyjnych w najbliższych latach? Obecnie te działania nie są jeszcze tak zaawansowane jak te rosyjskie, ale Chiny szybko się uczą, a do tego mają nieporównywalnie większe zasoby od Rosji.
Spodziewałabym się, że chińskie działania w przestrzeni informacyjnej będą kontynuowane. Nic nie wskazuje na to, żeby Pekin miał rezygnować z obecnego asertywnego kursu i międzynarodowej ekspansji. Chińskie władze chcą mieć większy wpływ na kształtowanie obrazu ChRL na świecie, mają również środki, by promować własny model ustrojowy jako alternatywę dla liberalnej demokracji. Powstają kolejne międzynarodowe inicjatywy mające na celu rozprzestrzenianie tego typu narracji, np. w formule BRICS, w ramach której organizowane są szczyty przedstawicieli mediów z ChRL, Rosji, Brazylii, Indii i RPA. Również w naszym regionie Chiny podejmują podobne działania: 2017 r. był oficjalnym rokiem współpracy medialnej we wspomnianym wcześniej formacie 17+1. Chińska państwowa agencja prasowa Xinhua podpisała umowy z wieloma podmiotami z Europy Środkowo-Wschodniej, a dziennikarze z regionu wyjechali na szereg wizyt studyjnych do Chin. Również polskie państwowe podmioty, jak np. TVP, podpisały umowy o współpracy z chińskimi mediami.
Chociaż chińska motywacja do kształtowania przestrzeni informacyjnej na własną korzyść nie słabnie, moja ocena tych działań jest niejednoznaczna. Tak jak wspomniałeś, Pekin szybko się uczy, jednak najnowsze badania wskazują, że w ostatnich latach stosunek opinii publicznej do Chin w wielu państwach Europy uległ drastycznemu pogorszeniu. Czas pokaże, czy chińskie władze będą w stanie zmodyfikować przekaz, aby odpowiadał on bardziej zachodnim gustom. Osobiście nie wydaje mi się jednak, by leżało to w polskim czy europejskim interesie, zważywszy na destrukcyjny charakter tego typu narracji dla demokratycznych standardów współpracy.
Alicja Bachulska jest analityczką ds. polityki Chin w Ośrodku Badań Azji Centrum Badań nad Bezpieczeństwem Akademii Sztuki Wojennej. Koordynuje w Polsce międzynarodowy projekt MapInfluenCE monitorujący chińskie i rosyjskie wpływy w państwach Grupy Wyszehradzkiej. Jest absolwentką londyńskiej uczelni School of Oriental and African Studies (SOAS) oraz Uniwersytetu Fudan w Szanghaju. Przez rok uczyła się również języka mandaryńskiego na Beijing Normal University w Pekinie. Obecnie pracuje nad doktoratem w Szkole Nauk Społecznych Polskiej Akademii Nauk. Twitter: @a_bachulska